Plany

Prognozy pokazywały słoneczną, bezchmurną, prawie bezwietrzną i względnie ciepłą pogodę (niewiele poniżej zera) w całych Tatrach. Pierwszy stopień zagrożenia lawinowego. Idealne warunki na wypad w góry. Jeszcze dzień wcześniej nie byłem w pełni sił po przebytym przeziębieniu więc tym razem, po naradzie z Maćkiem, postanowiliśmy przejść Czerwone Wierchy.

Inwersja

Pod Ciemniak alt >

Start w niedzielę 29 stycznia o 05⁰⁰ z pustego Ronda Matecznego i przez centrum Zakopanego do Kir. W Krakowie -8°C, w Rdzawce już tylko -5°C, zaczynało powoli świtać, Tatry wyraźnie widoczne na niebie. Minimalny ruch na drodze. Dużo niżej, w Poroninie aż -15°C. Tę wyraźną inwersję było bardzo dobrze później widać z góry: Do południa niska warstwa smogu w dolinach, która podniosła się wraz z upływem czasu aż do poziomu Babiej Góry i Pilska.

Podejście

Nawet samochodem czas potrzebny do wejścia w dolinę Kościeliską to przynajmniej 2½h, wyruszyliśmy więc dopiero o 07³⁰, sprawozdawczość wg czasu na zdjęciach. Podejście pod Ciemniak jak w zegarku, minuty szybko upływają ale droga się nie dłuży. Niewielu turystów na szlaku, chrzęszczący śnieg, bezwietrznie. Nabieramy wysokości, szybka satysfakcja z panoramicznego widoku to element charakterystyczny tej drogi. Inne trasy tego sezonu wymagały wpierw nużącej inwestycji we płaskie podejścia zanim można było przestać zadzierać głowę.

Granią

Cudne widoki z Ciemniaka na Tatry Zachodnie, w bezpośredniom zasięgu Ornak i przełęcz Iwaniacka. Przeczytałem ostatnio obszerny fragment z “Wołania w górach” Michała Jagiełły, opisujący lawinę, która zeszła Żlebem pod Banię, grzebiąc powracających do domu górników. Widać go jak na dłoni. Trudno uwierzyć, że takim niepozornym żlebem zeszły masy śniegu.

Grześ i Rakoń wyglądają jak małe pagórki. Słońce wyraźnie grzeje pomimo zimnego wiatru. Cieszymy się ciepłem i pysznymi widokami.

Z Krzesanicy widzimy stadko kozic. Przynajmniej kilkanaście okazów korzystając z niewielkiej ilości śniegu i prażącego słońca, coś tam wyżera z ziemi. Chyba tylko zwiędłą trawę, po której czasem deptamy, Poza tym kamienie, lód, twardy i przewiany śnieg. Mimo to nie ubieramy raków, Maciek wyraźnie nie lubi w nich chodzić, choć naprawdę łatwo się przewrócić. Ulegam jego preferencjom i nie ubieram ich aż do Kasprowego.

Na Suche Czuby alt <>

Małołączniak, Kopa Konradzka, łatwo i bez przygód. Nie mogę uwierzyć, że z Kopy ma być jeszcze 2½h do Kasprowego, który wygląda jakby był tuż obok. Zejście zlodzone, kilka razy pośliznąłem się, aż w końcu upadłem na kolano. Idę ostrożniej.

W okolicy Suchych Czub Goryczkowych szlak trawersuje pod szczytami od strony południowej. Słońce przypieka, śnieg się topi i zsuwa po trawie. Nie wygląda to najlepiej, ale nie ma też tego śniegu zbyt wiele, nie robią się z tego lawiny. Trudno mi to ocenić, nie mam zimowego doświadczenia, ale za to mam lekkiego pietra, że obsunie mi się gdzieś pod nogą. Zamieniam więc kijka na mój przykrótkawy czekan. Maciek cały czas idzie twardo z kijkami, teraz już tylko w samej koszulce. Jest koniec stycznia w Tatrach, rano było -15°C w Poroninie.

Na Suche Czuby alt <>

Powrót

Na Kasprowym czuję przebytą trasę. Jest około 15³⁰, w restauracji zamawiamy kawę i sernik, spędzamy tam może z 20 minut. Gdy zakładamy raki i zbieramy się do zejścia, wyciągi już nie działają. Jest jeszcze styczeń, zamykają wcześnie. Słońce kładzie już bardzo długie cienie.

Nie ma lodu na zejściu, dużo miękkiego śniegu, Maciek szybko ściąga kolce, ja dopiero na Myślenickich Turniach. W Kuźnicach jest już zupełnie ciemno i pusto. Piechotą schodzimy aż do dworca PKS bo szkoda za szybko wracać w krakowski smog. Lubię też ten zakopiański, wiecznie świąteczny klimat, jakby jeszcze nie skończyło się Boże Narodzenie. Szkoda wracać w Kraków.

Na Suche Czuby alt <>

Busik do Kir właśnie nam ucieka, ale następny za 15 minut. Piątka przy wysiadaniu. Kluczy po całym Kościelisku zanim wysadzi nas przy wejściu do Kościeliskiej. Samochód tym razem odpala bez problemu, jest tylko kilka stopni poniżej zera.

Statystyki

Trasa wg mapy turystycznej wygląda jak niżej. W rzeczywistości było tego znacznie więcej bo na dworzec PKS zeszliśmy piechotą. Start około 7³⁰, na PKS 18⁰⁰, czyli po odjęciu 1h z Kuźnic na PKS wychodzi 8½h z przerwą na Kasprowym.

Trasa: Kiry – Kuźnice | mapa-turystyczna.pl